A jak architek. No cóż na A się nie spisał. Pan z polecenia, a że mieliśmy zaufanie do polecającego, więc ok, niech będzie ten. Pierwsza rozmowa telefoniczna - super treściwa, pełna słuchania klienta, doradzania w wyborach. Po tej rozmowie, wstepnie wiedzieliśmy czemu poleconą nam tę osobę. Rzeczywiście robiła wrażenie fachowca i budziła zaufanie. Zaplanowałam spotkanie, na którym chciała owego jegomościa poznać, porozmawiać też o realizacji moich marzeń za jego pośrednictwem. Kontakt mailowy był trochę wolny i niecałkiem trzymający się w temacie, ale był i spotkanie udało się zaplanować na czwartek. Przed spotkaniem wysłałam wszelkie dokumenty, które posiadałam - kopie planu zagospodarowania, kopię mapy zasadniczej i nawet kopię mapy do celów projektowych. Wysłałam również wszystkie uwagi odnośnie wymarzonego domu - nie tylko ilości czy wielkości pomieszczeń, ale też ich układu względem kierunków świata, planowanego wyposażenie (np w łazienkach) itd. Uznałam, że mając takie wytyczne spotkanie będzie bardziej owocne. Jak bardzo się myliłam... Okazało się, że Pan nie poświęcił nawet minuty na zajrzenie do mojego maila przed spotkaniem ze mną. Co więcej na spotkanie obecni byli nasi wykonawcy - Pan poświęcił więcej czasu na uwagi dotyczące innych projektów, które mu Pnaowie zlecali, niż na mój. Opowiedziałam mu cierpliwie wszystko co było w mialu, do którego nie zajrzał, a nawet więcej. Pan jak istny geniusz nie robił żadnych notatek, nie tworzył szkiców na podstawie naszej rozmowy. Kompletnie nic. Za to zadeklarował wysłanie koncepcji do poniedziałku. "Nieźle" - pomyślałam - "wreszcie mój wymarzony dom nabierze mocy, powstanie na wstęonym rysunku architektonicznym, a nie na kartce w kratce, jak miałam w zwyczaju go tworzyć". Wracając ze spotkania mój mąż zapytał mnie kilka razy czy miałam w życiu doczynienia z architektami? Czy wiem jak się z nimi współpracuje? Odparłam, że nie, ale czuję, że będę miała dobre doświadczenia. Mąż uśmiechnął się tajemniczo i dodał: życzę Ci tego kochanie, ale ja nie mam złudzeń. Zaczęłam dopytywać o co dokłądnie chodzi. Okazało się, że miał w swoim życiu okazję poznać i pracować z kilkoma przedstawicielami tego fachu i "wszyscy byli artystami". Terminy nie były ważne, deklaracje nie, liczyła się tylko wena i artstyczna wizja autora. Powiedziałam męzowi, że snuje czarne scenariusze i na pewno w tym wypadku tak nie będzie.
W poniedziałek wieczorem nieśmiało napisałam do architekta z zapytaniem czy pamięta, że dziś poniedziałek i że na dziś się umawialiśmy. Mój mail pozostał bez echa. We wtorek nadal niesmiało podesłałam kolejne zapytanie o losy konspektu. I nadal cisza w eterze. W środę lekko juz poirytowana zamiast pisać do niego po raz kolejny, napisałam do naszych wykonawców. Odzew był natychmiastowy, sami zaczęli naciskać i juz w środę po południu otrzymałam mail o treści: "w czwartek to Pani wyślę". Westchnęłam głeboko, puściłam parę uszami, jak w kreskówce i oczekiwałam. W czwartek już po jednym upomnieniu dostałam wyczekiwany plik... I cóż? Ano nie naniesione moje uwagi, brak okien od strony północnej, mimo, że bardzo mi zależało, we wszystkich sypialniach. Większe niż chciałam powierzchnie korytarzy, brak okien, w miejscach, gdzie miały być np w łazienkach, pomieszczeniach użytkowych. Nie naniesiony plan kominka, wogóle zlekceważone to, że wspominiałam, że chce kominek.
Potem było już tylko gorzej, maile pozostawały bez odpowiedzi, albo dostawałam odpowiedzi, które nijak się miały do moich zapytań czy kontynukacji naszej konwersacji, zupełnie jakby do mnie trafiły przez pomyłkę. Bywało i tak, że na moje 3-4 maile dostawałam dwie odpowiedzi nie na temat, za to o tej samej treści.
Aby skorzystać mimo wszytsko z usług tego architekta poprosiłam o sporządzenie umowy, z dodanymi na moją prośbę punkatmi, np odnośnie kar umownych za zwłokę na poziomie 5% za każdy dzień. Cena we wstępnej rozmowie, tej pierwszej, oscylowała między 9,000, a 12,000, w umowie pojawiła się jako kwota 12.000 netto, a słownie... piętnaście tysięcy. Jeśli zaś chodzi o karę umowną... no cóż pojawiła się informacja o karze w wysokości 0,5%.
Koniec końców uznałam, że jeśli wspópraca na tym etapie przebiega w ten sposób, to z czasem może byc tylko gorzej. I zaczęłam szukać innego architekta