A teraz troszkę żali
Pierwszy mały żalik - dawno dawno temu, zanim jeszcze mieliśmy w pełni działkę i pomysł na budowanie się na niej, zbierałam informacje na temat realizacji marzeń, w tym szukałam firmy budowlanej. Znalazłam i jest zadowolna z wyboru. Ale na tym etapie rownież szukałam firm wykończeniowych i podpytywałam firmę budowlaną o koszty końcowego wykończenia. Oczywiście dostałam informację, że górnej granicy nie ma. Zalezy ona od ceny płytek, wyposażenia, rodzaju farb i może być ogromnie ogromna. Ale jeśli chodzi o minimum, to dla takiego domu jak nasz trzeba liczyć 50-70.000. Wziełam pod uwagę trochę zapasu do tej kwoty, ale jakież przeżyłam zaskoczneie, kiedy po 1,5 roku od owych informacji, poprosiłam firmę budującą nasz dom o wycenę wykończeń i nagle otrzymałam cennik, którego pozycje wskazują, na to, że firma stara się odstraszyć klientów od wykańczania z nimi. Wiadomo, zarobek na wykończeniu jest mniejszy niz na szybkich i drogich etapach budowy. Dla przykładu firma ma kilka cen jeśli chodzi o kładzenie płytek, w tym płytki drewopodobne za 130zł z metra. To w moim odczuciu jednak mocno wygórowana cena. Inne pozycje w cenniku nie wyglądają lepiej. Efekt - ktoś inny będzie mi robił wykończneia.
Drugi większy żal - trochę ponad miesiąc temu okazało się, że mając działkę można wziąc kredyt hipoteczny. Mając dom z działką również. Ale mając działkę, z domem, który nie jest oddany do użytkownaia już nie można. Zabraliśmy się do organizowania pozwolenia na użytkowanie. Panowie z firmy budowlanej na pytanie o czas ogranizowania tego podali 45 dni. Po upływie 40 dali mi znać, że... mamy już komplet dokumentów, żeby to złożyć do urzędu. Nastąpiło nieporozumienie i w związku z nim przedłużenie terminu, a co za tym idzie opóźnienie działań związanych z wykończeniem (kasa z kredytu), a co za tym idzie z naszym wprowadzeniem się. Przy tej okazji Panowie powiedzieli mi, że muszę podpisać papiery do urzędu. Przyjechał pracownik, by uzyskać mój podpis i nagle okazało się, że muszę dać Panom jeszcze papier odbioru elektryki od PGE. I wtedy się okazało, że owego dokumentu nie mam i otrzymanie go też będzie wymagało czasu. Więc na razie lekko licząc mamy ponad dwa miesiące w plecy, co powoduje, że zaczynam być lekko załamana. Trzeba pamiętać, że mając komplet dokumentów od PGE, i w efekcie pozwolenie na uzytkowanie, złożymy wniosek o kredyt, którego rozpatzrenie też zabiera do miesiąca.
Trzeci żal - przy okazji rozmów z Panem od wykońćzeń, spoza firmy budowlanej okazało się, że fima budowlana nie zdażyła przed zimą i mrozem połączyć szmaba z domem i studni z domem, więc na razie nie ma wody i kanalizacji, więc nie bardzo można podjąć jakiekolwiek działania, nawet najdrobniejsze, w postaci malowania sufitów, bo musi być jakieś zaplecze socjalne. Więc czekamy na koniec mrozów jak na zbawienie i z drżącym sercem słuchamy prognoz mówiących o nadchodzących mrozach.
Ech, nie może być za łatwo. A szkoda. A już cżłowiek miał nadzieję, że po początkowych trudnościach potem już będzie z górki. Moja mama chodzi i powtarza, że budowa domu, zgodnie z ludowym powiedzeniem, trwa rok dłużej i 100.000 drożej niż planowano. Oby się mądrość ludowa nie sprawdziła.